Był pięćdziesiąty dziewiąty rok, Pamiętam ten grudniowy dzień, Gdy ośmiu mężczyzn zabrał sztorm Gdzieś w oceanu wieczny cień. W grudniowy płaszcz okryta śmierć, Spod czarnych nieba zeszła chmur, Przy brzegu konał smukły bryg, Na pomoc "Mona" poszła mu.
Gdy nadszedł sygnał, każdy z nich Wpół dojedzonej strawy dzban Porzucił, by na pomoc biec, By ruszyć w ten dziki z morzem tan. Był pięćdziesiąty dziewiąty rok ... A fale wściekle biły w brzeg, Ryk morza tłumił chłopców krzyk, "Mona" do brygu dzielnie szła, Lecz brygu już nie widział nikt.
Na brzegu kobiet niemy szloch, W ramiona ich nie wrócą już, Gdy oceanu twarda pięść Uderzy w ratowniczą łódź. Był pięćdziesiąty dziewiąty rok ... I tylko krwawy słońce dysk Schyliło już po ciężkim dniu, Mrok okrył niebo, morze, brzeg, Wiecznego całun ścieląc snu.
Wiem dobrze, że synowie ich Na morze pójdą, kiedy znów Do oczu komuś zajrzy śmierć I wezwie ratowniczą łódź. Był pięćdziesiąty dziewiąty rok ... | a G a a e a e d e a |